-Już nie śpi- powiedziała zasmucona matka .- Tylko nie chce
wyjść z pokoju.
Weszłam po skrzypiących schodach, prowadzących do pokoju
młodszego brata. Obróciłam zardzewiały pierścień klamki i popchnęłam , uchylając leciutko drzwi.
-Careuleo?- zawołałam .- Mogę wejść?
Wślizgnęłam się do ciemnego pokoju.- To tylko ja.-
powiedziałam
Ktoś pociągnął nosem w ciemności.
-Jesteś sama?
-Tak- szepnęłam. Zamknęłam za sobą drzwi. Były z
wyrzuconego przez morze drewna.
-Czy przysłała cię mama?- zapytał piskliwy, zachrypiały
głos.
-Nie-skłamałam-
Przyszłam zobaczyć czy się dobrze czujesz. Może jesteś głodny? Mamy ciepły chleb z
piekarni.
-Nie chcę jeść.-
marudził chłopiec- Chcę dziś zostać tutaj.
-Ale nie możemy… dzisiaj dożynki.- wyszeptałam wystraszona.
Jego pierwsze dożynki, pomyślałam.
Przez kolejne chwilę, nikt z nas się nie odezwał.
-Poczytaj mi.-
poprosił.- Tak jak kiedyś.
-Tu jest za ciemno,
żeby czytać. – Na oknach wisiały stare, lecz grube zasłony i w komnacie było
czarno jak nocą. – Dzisiaj jednak musimy wyjść wcześniej.
-Nigdzie się nie wybieram. Chcę zostać w łóżku. Możesz mi
poczytać o Podmorskim Królestwie.
Opowieści o Podmorskim Królestwie były ulubioną bajką brata. Matka tak często mu je czytała, że
prawie każdą historię znał na pamięć i umiał recytować słowo po słowie.
-Careul.- powiedziałam stanowczo, po zdrobnieniu.- Teraz nie
mamy czasu, jak wrócimy do domu, to przeczytam ci dwie opowieści o Podmorskim
Królestwie.
-Trzy- zażądał natychmiast. Jej brat, zawsze żądał więcej.
-Trzy.- zgodziłam się. Nie umiałam się z nim kłócić.- Mogę wpuścić trochę światła?
-Nie. Bolą mnie od niego oczy.
Pomimo sprzeciwu, podeszłam do małego okna, omijając stare
zabawki.
-Uchylę tylko troszkę, tylko tyle, bym mogła cię zobaczyć.
-Dobrze.- burknął i pociągnął nosem.
Odsunęłam jedną zasłonę , uwalniając promyk jasności. W
snopie bladego światła widać było tańczące drobiny kurzu. Popatrzyłam przez brudne okna. Potarłam je
lekko, otwartą dłonią. W oczyszczonej plamie , ujrzałam latające mewy i
zachmurzone niebo, przewidujące burzę. Fale obijały się o piaszczysty brzeg,
przeganiając roześmianą parę nowożeńców. Piekło ich minęło, pomyślałam.
Kiedy się odwróciłam , zobaczyłam Careulea siedzącego na
skupisku babcinych poduszek,
spoglądającego na nią. Poniżej pasa okrywał go wełniany koc, również podarowany
przez naszą babcię. Powyżej był nagi. Miał bladą cerę i brązowe loczki oraz
wiecznie czerwone i załzawione oczy. Urodził się chory.
-Może chcesz się wykąpać?
-Nie, boli mnie głowa.
Westchnęłam.- Careuleo, obiecuje , że nic ci się dzisiaj nie
stanie. Na placu, będę stała niedaleko i
przepraszam, że nie mogę być koło ciebie i trzymać cię za rękę. Lecz pomyśl,
inni chłopcy pomyśleli by, że nie jesteś silny , odważny i zdrowy.
Chłopiec pociągnął swym małym noskiem i przez chwilę patrzył
na mnie, wyczekując kontynuacji.
-Jeśli ja mogłam tam stać, przez te wszystkie lata, to ty z
pewnością również.
-Mógłbym to zrobić.- zapewnił .- Ale nie chcę.- Otarł
grzbietem dłoni zasmarkany nos.- Dzisiaj jest zimno i wszystko mnie boli.
Zostań ze mną. Zjemy śniadanie i może dostaniemy coś słodkiego, jeżeli mama
pozwoli. Będziemy grać w gry i zabawy,
spać i rozmawiać. Możesz mi też poczytać książkę.
-Poczytam. Trzy historię, tak jak obiecałam. Jednak
dostaniesz je , jak wrócimy do domu.
Brakowało mi już cierpliwości. Musimy zaraz iść.
-Po dożynkach, mama zrobi nam ucztę.- Na początku muszę ją
ostrzec, pomyślałam.- Będą pyszne smakołyki.-dodałam.
-A czy będą cytrynowe ciasteczka?
Careuleo uwielbiał ciasteczka cytrynowe, z piekarni i
cukierni zarazem. Jak mamy trochę oszczędności, to kupujemy po kilka kawałków.
-Kupie je, jeżeli będziesz grzeczny. Jedno ciasteczko, za
jednego dobrego chłopca.
-Dwa!- zapiszczał.- Chcę dwa!
-Jedno.- mruknęłam .-Jedno, albo trzy historie zmienią się w
dwie.
-No dobra.- burknął i
skrzyżował ręce, na znak buntu.
Usiadłam na jego, skrzypiącym łóżku ( czy wszystko w tym
domu, musi skrzypieć?!) i pogładziłam
jego miękkie włosy. Matka zawsze czesała je i strzygła gdy wymagały strzyżenia.
Jednak, kiedy stan choroby chłopca się pogarszał, jej brat bał się, gdy ktoś
podchodził do niego z ostrym narzędziem.
Owinęłam jeden z jego loczków wokoło palca.
-Czy teraz wstaniesz z łóżka , i pozwolisz , żebyśmy się
ubrali?- zapytałam błagalnym tonem.
-Chcę jedno ciasteczko i trzy historie!
Najchętniej dałabym mu jednego klapsa i trzy policzki,
jednak nie chciałam go bić. Jest strasznie słaby.
-Jak wrócimy do domu. Teraz musimy się umyć, ubrać i wyjść.
Ujęłam go za ramię i wyciągnęłam go z łóżka.
Matka czekała pod drzwiami, by odebrać jej kruchego syna.
-Dziś czuje się lepiej.- uśmiechnęłam się słabo.- Trzeba go
jednak wykąpać.
Gdy chłopiec siedział w naszej ubogiej łazience, poszłam
zjeść śniadanie. Cienka kromka z masłem i zaparzona herbata leżała na talerzu,
przyglądając się na mnie. Jednak zanim zdążyłam co kol wiek wziąć do ust, moje
uszy wypełnił ryk głośników, oznaczające nakaz natychmiastowego przybycia na
Plac Sprawiedliwości.
Matka wciągnęła już czystego i ubranego Careulea do kuchni.
Dałam mu mój chleb i ruszyliśmy pod ratusz.
Kocham igrzyska śmierci, a ten prolog zachęcił nie do czytania dalszych rozdziałów. Może zajrzysz do mnie http://szkola-magiii.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i życzę weny.
PS. bardzo mądry tytuł
Ogólnie fajny pomysł tylko prolog przypomina mi scenę w uczcie dla wron kiedy Alayne/Sansa starała się nakłonić małego arryna do opuszczenia orlego gniazda nawet dialogi podobne.....
OdpowiedzUsuńMnie też się to przypomniało! Normalnie Sansa i Robert przed oczami!
UsuńWeny
Ala