piątek, 25 kwietnia 2014

Rozdział 9 || Złudzenie

Wszystkiego najlepszego Olga! Jutro jemy pizze i oglądamy WPO, prawda? :3

-Nadal jesz to jabłko? No ile można.
Aria oparta o szarawą ścianę windy przyglądała się swojemu współtrybutowi. Niewiele od niej większy spiorunował ją wzrokiem, a następnie spożył ostatni kęs owocu. Upuścił ogryzek na podłogę, udając , że nic się nie stało. Dziewczyna prychnęła, odgarniając kucyka. Przez jedną chwilę spojrzała na mnie, prawdopodobnie tylko dlatego, że nie miała co robić.
-Ile ta winda może się snuć? – narzekała ze złością w głosie, bawiąc się swymi rękoma. Nagle wpadła na jakiś pomysł, nieudolnie ukrywając nikły uśmieszek. – Pewnie ktoś tu nas obciąża swoim wielkim dupskiem.
O nie. Nie pozwolę jej na taką grę.
-Mogłabyś się zamknąć? – warknęłam , wyłapując jej wzrok spod grzywy. Oczy  - zdziwione i pełne blasku, były  radosne i wypełnione kpiną – To wcale nie jest śmieszne.
-Ależ oczywiście, że jest – odparła po chwili, a chłopak zawtórował jej chrząknięciem.
Resztę drogi przebyliśmy w ciszy – serio. Nie spodziewałam się, że Aria zamilknie. Myślałam, że będę tutaj uwięziona i musiałabym słuchać jej dowcipów, a jej kolega popierałby ją. Gdy drzwi się otworzyły wyszłam pierwsza, ponieważ byłam najbliżej ich.  Za mną powłóczyły się Szóstki, dołączając do jakiejś grupy osób stojącej nieopodal pierwszego toru treningowego.
Finnicka zauważyłam pierwszego. Nie podeszłam , nie przywitałam się.  Rozmawiał z barczystą Jedenastką, która potakiwała mu na każde słowo. Po chwili dołączyła do nich Aria, uśmiechając się do Finna.
 Gdy wycofywałam się w przeciwną stronę, poczułam silne uderzenie z boku.
Odwróciłam się zaskoczona.  Brązowowłose, niczym dwie ruchome plamy wiły się, bijąc siebie i rozwalając wszystko wokoło. Charlotte siedziała na potarganej Sue i waliła ją pięściami po twarzy. Odsunęłam się. Usłyszałam krzyk, krew skapnęła na podłogę. Białe kombinezony odciągnęły rozwydrzoną Dwójkę od leżącej, cicho krwawiącej. Złamany nos.
Sue starała się nie płakać, próbowała wstać, lecz po chwili znowu wylądowała na podłodze. Nikt jej nie chciał pomóc, nikt do niej nie podszedł, nie podał dłoni. Strażnicy zajmowali się wrzeszczącą Charlotte.  
Wybiegłam z tłumu, klękając obok dziewczyny.  Próbowałam ją podciągnąć, lecz po chwili zemdlała i bezsilnie opadła na moją klatkę piersiową, plamiąc nasze ubrania. Ci, którzy najwyraźniej uspokoili atakującą, odepchnęli mnie, łapiąc Sue i wynosząc ją.
Rozejrzałam się. Wszyscy patrzyli, ja kucałam, próbując nie patrzeć na swoje ręce. Prawdopodobnie były szkarłatne.
~Ludzie patrzyli z daleka, bo z daleka łatwiej patrzeć na taką rozpacz~ *
Wstałam, idąc do łazienki . Czułam na sobie spojrzenie innych. Umyłam szybko ręce, a następnie szybko wyszłam , idąc do stanowisk.
~*~
- I co ? Zdecydowałaś się? -  zapytał bez żadnego miłego akcentu, spotykając mnie przy rozpalaniu ogniska. Uświadomiłam sobie, że nie byłam gotowa na to spotkanie.
Co? Nie. Nie. To nie może być prawda! Przecież…
-Ogłuchłaś Czwórka? – pomachał mi przed oczami po tym, jak ujrzał mój zdziwiony wyraz twarzy.
-Nie – odpowiedziałam, unikając jego wzroku. – Muszę… muszę jeszcze pomyśleć.
...to był sen.
-Okej – Lendrad westchnął ze znużenia – Tylko szybko, bo nie tylko ty masz szansę dostać się do naszego sojuszu.
~*~
-Igrzyska to bilet w jedną stronę. Na początku spadasz, a upadek jest bolesny. I przeżyjesz tylko sam, jeżeli potrafisz.
W salonie na czwartym piętrze było ciepło , dopóki Mags nie postanowiła opowiedzieć nam o swojej historii. Rozsiedliśmy się na fotelach ustawiony w koło.  Mentorka ostrzegała nas, abyśmy słuchali co nam mówi i , żeby jej wspomnienia nie poszły w zapomnienie.
Obracając szklankę wody,  przenoszę się do umysłu Mags – pełnego zakurzonych informacji i bolesnych rzeczy. Jej początek był zarazem końcem.  Gdy ją wylosowali, jej rodzina wiedziała, że już nie wróci. ,,Pogodzili się z tym’’ – dodała wtedy ze smutkiem.  Podczas przejażdżki rydwanem po miejskim rynku w Kapitolu, Mags spodobała się kilku sponsorom.  Jej punktacja pod koniec treningów nie była taka zła.  Dopiero na arenie zaczynało się całe show.  Mentorka mówiła, że uciekła od sojuszu, kradnąc broń i zapas jedzenia.  Przez większość czasu siedziała na bagnistych terenach, żywiąc się czym popadnie.
- Ostatni dzień był najgorszy dniem – wymamrotała po chwili wahania. -  Truli nas, próbowali nas do siebie zbliżyć. Ten chłopak z Jedynki… w jego żyłach płynął mord. Nie wyglądał na groźnego. – Mags ścisnęła kurczowo dłonie, próbując uspokoić zachrypnięty oddech – Pamiętam jego ostatnie słowa.. to było…  ,,Powiedz moim siostrom. Powiedz jak mnie zabiłaś’’. I powiedziałam, że nie miałam wtedy wyboru. Nie chciały mnie słuchać, wrzeszczały na cały plac, próbując się do mnie dorwać. Płakały, przeklinały Kapitol. Tydzień później już ich nie było. Ciężarówka była przepełniona ciałami.
Zapadła cisza. Ktoś w tle pociągnął nosem. Nikt nic nie mówił. Mags i tak pewnie nie chciałaby słyszeć żadnych współczuć. I tak pewnie obdarowywano ją takimi śpiewkami co roku.
-Jak przeżyłaś- zaczął niepewnie Finn, siedzący po mojej prawej – Jak przeżyłaś z  tym uczuciem przez te wszystkie lata?
Otworzyła oczy, wodząc wzrokiem po twarzach. W końcu zatrzymała się na pytającym – Próbowałam zapomnieć . Lecz to się nigdy nie udaje.
~*~
Mags miała wtedy rację. Nie mogłam zapomnieć pierwszej śmierci. Czyjejś. Widoku krwi. Ostatniej twarzy, którą widziałam.
~,, ‘’…’’ rany nigdy się nie zabliźniają i krwawią przy najmniejszym zadrapaniu’’ **
Jako trybuci przeżywamy każdą śmierć – niewiadomo nawet kogo. Jeden mały błąd i po tobie. Został tylko wystrzał z armaty, rozlegający się po uszach wszystkich. W oczach Kapitolu wszyscy jesteśmy tacy sami – dzielą nas tylko, na tych co mogą przetrwać i na tych co nie.  Urodzeni aby zabijać, wychowani aby zginąć ***, prawda?  Ale wszyscy wykrwawiamy się tak samo.***
~*~
Gdy minął kolejny dzień treningu, czekała nas prezentacja przed organizatorami.  Siedzieliśmy w pokoju, gdzie dokańczaliśmy lunch. Proszono pierwsze osoby, aby stawiały się w pokoju obok. Gdy wyszła dziewczyna z Trójki, dopiłam do końca wodę. Siedziałam sama przy stoliku – na lunchu i po nim. Lendrad i reszta siedziała, gdzieś indziej, a Finnick razem z Arią i parą z Jedenastki.
Po kilku minutach z głośników rozbrzmiało imię i nazwisko Finna. Pożegnał się z sojuszem, a następnie śledziłam go wzrokiem, póki nie zamknęły się za nim drzwi.  Przez chwilę chciałam mu coś powiedzieć – jedno słowo dodające otuchy. Lecz w myślach ujrzałam jak odwraca się do źródła dźwięku, a następnie go ignoruje. Skarciłabym wtedy samą siebie.
Moje dotychczasowe życie uległo zniszczeniu dzięki dwóm karteczkom w pulach. Straciłam Annie, Finnick’a. Brata i matkę. W zamian otrzymałam zgraję ludzi, którzy chcą mnie zabić.
Po dłuższym czasie wysunęłam się naprzód, gdy usłyszałam własne imię. Przeszłam przez ciężkie, metalowe drzwi, za którymi miałam pokazać, co potrafię.  Pierwsze co ujrzałam, to wysoka i duża sala – podobna do tej samej, na której mieliśmy treningi. Nie było tam żadnych stacji. Rzeczy były porozdzielane ściankami. Na samym środku  z podłogi pojawił się białawy manekin.
-Celestria Herriot?
Dopiero teraz zauważyłam, że jest tu ktoś jeszcze ,prócz mnie. Na tarasie,  wyłaniającym się z pierwszego piętra, siedzieli ludzie, jedzący i pijący.
-Tak – próbowałam mówić głośno.
-Dobrze – rozbrzmiał głos kobiety z balkonu – Możesz wybrać sobie dowolną broń. Jedyne co musisz zrobić, to zniszczyć tego manekina.
Co?  
Podbiegłam do sektora, gdzie leżały miecze. Złapałam pierwszy lepszy i stanęłam przed kukłą.
-Poczekaj – zarządziła ta sama osoba, co wtedy. Kobieta miała jasne, blond włosy ściągnięte w koka, co tylko upiększały jej surowość. 
Tak więc czekałam, spoglądając to na organizatorkę, to na manekina. Nie wyglądał wcale tak groźnie.  Jednak spodziewałam się tego, co Mags mi opowiadała- zaprezentowania czegokolwiek się chciało.
-Zaczynasz za trzy… dwa… jeden.
Niespodziewanie zauważyłam, że manekin… poruszył swą ręką.
Uskoczyłam na bok, gdy mój wróg postanowił trochę się przespacerować. Zamachnął się, a ja  próbowałam dźgnąć go ostrym końcem.  Męczyły mnie moje ciągłe uniki – schylanie, uciekanie. Gdy odeszłam za daleko, z ziemi wyrosła zapora, okrążając nas.
Po raz pierwszy dziabnęłam go   podczas jego szarżowania. Zgiął się wtedy w pół, a z jego brzucha posypały się iskry. Uderzyłam go ponownie, a cała ręka po łokieć odpadła.
-Masz jeszcze dwie minuty – oznajmiła spokojnie kobieta, kiedy manekin uderzył kolanami o grunt.
-Celi… błagam, nie…
-Co? – szepnęłam, odsuwając się od manekina. To on to powiedział. To coś powiedziało.
-Nie rób tego , nie zabijaj mnie …– odkaszlnął  ,  nadal spoglądając na podłogę.
-Finnick? – jęknęłam.
Wtem, podniósł głowę. Ujrzałam jego twarz – opaloną twarz, morskie oczy, nieułożone włosy. Miecz wypadł mi z ręki.
-Co ja zrobiłam – załkałam,  próbując nie patrzeć na krwawiące ramię. – Przepraszam, tak bardzo przepraszam.
-Dlaczego , dlaczego?- krzyknął, a z jego wrogich oczu wypłynęły łzy.
-Minuta – spojrzałam na kobietę. Bez wzruszenia oglądała , jak wykrwawia się mój przyjaciel.
-Celi, dlaczego? – spróbował złapać mnie za zdrową ręką, lecz szybko wstałam, podnosząc miecz z podłogi.  -Nie zrobisz tego – zakpił. Ale ja wyczułam, że się boi.
Ostrze przebiło łachmany narzucone na jego nieskazitelną skórę. Finnick spojrzał na mnie z wyrzutem, a następnie rozłożył się na podłodze. Mały strumyczek krwi, dotarł do moich butów, ale ja nawet się nie cofnęłam.

-Dziękujemy, panno Herriot – jej głos rozsypał barykadę. Skinęłam głową, przechodząc nad ciałem. Po drodze rzuciłam miecz do najbliższego sektora . Brzdęk stali ucichł , kiedy wychodziłam, zostawiając za sobą mokre ślady krwi.

~~~
* Złodziejka Książek - Markus Zusak
** Gra o Tron - George R. R Martin
*** Arena - Joey Graceffa
~~~
Powinnam już spać - i to dawno. ;-; Nieważne , że jest weekend, jutro mam bieg o 9:30 i muszę wcześnie wstać. Zabijcie mnie.
Moim zdaniem nazwa ,,The Walking Dead'' totalnie nie pasuje do serialu. Powinien się nazywać ,, The Walking Feels'' ;-;
Ludzie, ten serial mnie zabija. Seryjnie. W jeden dzień obejrzałam pół trzeciego sezonu ;-; Daryl jest suodki c:
Nie mam pojęcia co mam jeszcze napisać.. o mam pomysł! Skończyłam jakoś tydzień temu super książkę! ,,Szukając Alaski'' Johna Greena. Płakałam i takie tam bzdety.
Baj baj
Slendy c:


3 komentarze:

  1. Pogubiłam się. I nic nie ogarniam. Mam z mózgu wodę.
    Czy mi się wydaje, czy panuje w tym rozdziale mega nieład? 'o' Ale jest ok, bo ja uwielbiam nieład.
    O co biega z tym Finnickiem na końcu?! To są jej omamy, prawda? ;_; W ogóle, nie podoba mi się, że Finn jest w jakimś beznadziejnym sojuszu. Sojusze są BE. Czekam na kolejny. ;]
    Powodzenia w biegu. ^^
    Pozdrawiam i weny!
    ~Nalia
    zapraszam do mnie: http://roseeverdeenhungergames.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. Podpisuję się pod komentarz Nalii. Papka z mózgu. Co ty wyczyniasz, dziecko? Chcesz mojej śmierci? To jest trzecie opowiadanie, które dzisiaj czytam i komentuję i uwierz mi, moje nerwy są na krawędzi. Więc jak przeczytałam... TO, to miałam aż taki odruch, że cofnęłam głowę i szeptałam: "CO DO CHOLERY".
    Ale podoba mi się. Kobieto, jak ty TAK piszesz w swoim wieku, to jak ty będziesz pisać za kilka lat? Czuję się jak ziemniak ;___;
    xoxo, Loks.
    ~lilybird-everdeen.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  3. O jacie... kobieto... jaka końcówka :P To było na serio? Ona go zabiła...? Niee.. prawda? :P
    Uwielbiam ten cytat: "Ludzie patrzyli z daleka, bo z daleka łatwiej patrzeć na taką rozpacz..." Śliczne <3 :P
    Dopiero teraz się skapnęłam, że tak dawno nie czytałam tego bloga, że masakra... :P
    Biedna Mags :c Współczuję jej ;c
    Co do Finnicka... to... ja ciepię jak on tak ją ignoruję... ;( Niech tego nie robi :P
    niezły rozdział xD Nie mogę się doczekać nexta :D
    Pozdrawiam i życzę weny :D
    Zapraszam do mnie na 76-igrzyska-smierci.blogspot.com :D

    OdpowiedzUsuń