piątek, 6 czerwca 2014

Rozdział 10 || Strata


- I co ty na to? – spytał Deidre, nie przenosząc wzroku znad panoramy miasta.  Siedział, pławiąc się w słońcu kierującym ku zachodowi.. Lekki wiatr , raz za razem,  owiewał jego białą koszulę.  – Hm?
Jak na wszystkie niepogody, akurat dzisiaj po prezentacjach niebo rozchmurzyło się, a trybuci postanowili zorganizować  jakąś poznawczą imprezę. Trybuci… Miałam na myśli mentorów. Pomyśleli , że warto by było, abyśmy się wszyscy poznali i przynajmniej trochę  pobawili przed nadchodzącą katastrofą. Mówiłam Mags, że nie nadaję się na takie typu spotkania towarzyskie. Mówiłam, lecz ona mnie nie słuchała. Siłą zaciągnęła mnie do windy, po tym jak  cudem zdążyłam się umyć i przebrać w wygodne ubrania. ,,Przewietrzysz się’’ powtarzała. Ale ja nie miałam nastroju. 
Jak mówili inni , słońce rzeczywiście jaśniało , jakby chciało nam umilić czas  przed rzezią.  Trochę osób przybyło. Z całego sojuszu był tylko Deidre, którego spotkałam siedzącego przy stoliku.
-Co na co?- zapytałam, próbując znaleźć ten mały punkcik, w który się wpatrywał. Gdzieś tam w oddali na pewno istniał.
-Na to, co nam kazali zrobić – musiał prawie krzyczeć, bo najwyraźniej , niektórzy aż za bardzo wczuli się w muzykę.
Chłopak sięgnął po szklankę stojącą niedaleko.  Przez chwilę patrzyłam, jak pomarańczowy napój znika, a bąbelki buzują.
- Rozgryzłam to – odparłam , spoglądając na swoje ręce. Bawiłam się palcami, krzyżując je w rozmaite sposoby. Skrzywiłam się, gdy  usłyszałam śmiechy z barku. Moim zdaniem nie było tu żadnego powodu do śmiechu, kiedy palec utyka między innymi.
- Gratulacje – jego ton wypowiedzianego słowa kotłował się między burknięciem a śmiechem – Pewnie jak każdy tutaj – zamilkł , ale po chwili znów się odezwał. Tak jakby się zaciął – Pokazali mi moją matkę, znaczy nie do końca. Na początku ta cholerna kukła przemówiła głosem mojej siostry. Pojąłem to wszystko, gdy ujrzałem matkę. Gładko poszło.
Jego wyczekujące spojrzenie przeniosło się na mnie – A tobie?
-Brata – odparłam. Zrobiło mi się gorąco. Powiedziałam to zbyt szybko.
Kąciki ust chłopaka delikatnie uniosły się ku górze.  Otworzył powoli usta, chcąc coś powiedzieć. Lecz po chwili je zamknął, marszcząc brwi, jakby próbował rozgryźć nieustającą walkę między myślami.
-Skończył mi się sok, przynieść ci coś? – wypaliłam. Przeszła cisza powoli wypalała moje nerwy.
-Nie – odezwał się zmęczonym głosem.  – Pójdę zobaczyć co z Sue.
-A jak u niej?
Deidre wstał, zasuwając za sobą krzesło – Żyje – i odszedł do windy. Pomachał mi z daleka na pożegnanie. Nie odmachałam.
Moje myśli od razu skierowały się do Lendrada. Miałam rację – Deidre naśladował go (prawie) w kropka w kropkę. Nieefektywnie próbował uśmiechać się jak on, nawet miał podobny ton głosu. Właściwie to nieprzyjemna rzecz. Próbował być jak ktoś inny, prawdopodobnie uważał, że stanie się nim. I to mnie smuciło.
Z drugiej strony mojego umysłu uwierała mnie jedna myśl. Trącała mnie , nie dawała mi spokoju. Dlaczego dla wszystkich byłam taka miła? Musiałam być oschła, nie dawać się na uśmiechy z innymi. Rywalizacja robiła się coraz ostrzejsza , a ja witałam wszystkich, jakbyśmy byli sąsiadami.
A ja dobrze wiedziałam, że nie byliśmy.
Podeszłam do automatu. Po chwili pusta szklanka napełniła się wodą.  Na zewnątrz byłam spokojna, choć czułam , że ręce mi drżały. W każdej chwili bałam się, że ktoś to zauważy. Przecież wszędzie były osoby godne mnie zabić.
Cieszyłam się. Aż tak, że chciało mi się płakać. To nie był Finnick! Powtarzałam w myślach i z każdą nadchodzącą chwilą byłam radosna jak dziecko. Odstawiłam naczynie na tacę. Wcisnęłam ręce w kieszenie bluzy, gdy z północy zawiał wiatr. Rozejrzałam się.
Winda znajdowała się po prawej stronie tarasu, ścianą na północ. Obok niej stała para trybutów z kubeczkami. Śmiali się , oparci o barierki i pokazywali coś sobie w oddali. Bliżej do mnie niż do nich był jeden ze stolików jeszcze niedawno zajęty przeze mnie i Deidra.  Drewniane patio, w którym się znajdowałam, było wypełnione różnymi przekąskami i napojami. Niedaleko podrygiwała do rytmu muzyki grupka nastolatków.  Natomiast najpiękniejszą częścią tarasu były ogrody umieszczone po lewej stronie windy. Kwiaty wylewały się z niego przez krzaczaste ogrodzenia. Czasem docierała do mnie ich woń. Była przepiękna.
Lekkim krokiem podeszłam do barierki.  Rozparłam się na niej, oglądając co się dzieje na dole. Jak zwykle to samo. Kapitol może i jest piękny, ale monotonny. Znowu jakieś trąbienie zza ulicy. Przechodzące kolorowe punkciki po chodnikach. Czasem na wielkim ekranie przywieszonym do luksusowego domu towarowego pokazywały się jakieś promocje.
Ostatnio zauważyłam, że w tych wszystkich kapitolińskich gazetach  pokazywano ludzi obrzydliwie bogatych. Jednak ciekawiło mnie jedno – gdzie trafiali ci, którym nie poszczęściło się w życiu? Przecież ich nie zabijali… prawda?
W moim dystrykcie dzielono ludzi na cztery grupy społeczne. Byli ci Najbiedniejsi, którzy mieszkali w Wiejskich Przytułkach – miejsca ochrzczone tą nazwą znajdowały się odlegle od oceanu. Czasem niektórzy mieli domy w centrum , ale rzadko. Następnie po schodkach społeczeństwa wspinali się Poławiacze. Śmieszna nazwa, prawda? Ja bym się akurat się z tego nie bawiła, bo Finnck oraz Herri należeli do tej nazwy. Jedno pytanie, dlaczego Poławiacze? Ponieważ ich było najwięcej. Łowili co popadnie. Nie byli o wiele bogatsi od czwartej grupy, ale przynajmniej mieli większe predyspozycje w rządzie. Trzecia część – Sklepowicze. Samo to słowo wskazuje, że mają coś związane ze sklepami i sprzedawaniem. Właśnie w tej grupie osób się urodziłam. Mieszkańcy, tacy jak burmistrz czy inne osoby związane z rządzeniem, byli Diamentami. Jedyne skojarzenie dla mnie? Annie Cresta.
Najbiedniejsi, Poławiacze, Sklepowicze i Diamenty – ironia Dystryktu Czwarty.
~ Słowa ode mnie : Nie podobało mi się dzielenie osób na nazwy ~
Dopiero po chwili usłyszałam, że radio zamilkło. Nie było już śmiechów, ani odgłosów zabaw. Odwróciłam się zbyt gwałtownie, przez co przewróciłam pozostawiony przez kogoś kubeczek z pomarańczowym płynem.  Fala białych kombinezonów wylewała się przez windę. Wszyscy się rozglądali. Jeden podszedł do mnie, brutalnie łapiąc. Siła pociągnięcia zwaliła mnie z nóg.
-O co ci chodzi? – krzyknęłam, próbując wyrwać mu rękę z uścisku. Szarpnął mnie do góry, raniąc moje nogi.
-Do środka!- warknął i popchnął mnie prosto do windy. Odwróciłam się przed zamknięciem się drzwi. Strażnicy łapali oszołomionych trybutów. Jak zwierzęta.
                     ~*~
Sue nie żyje
Takimi słowami powitano mnie w holu. Dwójka strażników prowadziła mnie przez cały budynek ,ściskając z każdą chwilą mocniej uścisk. Popychali mnie i kazali ruszać dalej, kiedy pytałam się co się stało. Nagle mijaliśmy Deidre’go.  Zauważył mnie i zaczął wrzeszczeć dlaczego  to zrobiłam, dlaczego ją zabiłam. Nie wiem czy to ja krzyknęłam, czy zduszony szloch , który wydobył się z ust chłopaka, kiedy paralizator dotknął jego karku. Upadł na ziemię, a my ruszyliśmy dalej.
Próbowałam nie płakać. Próbowałam. Nie żyła. Sue nie żyła. A teraz coś z nami zrobią.
~*~
Magazyn był ciemniejszy niż noc.  Czasem pojawiał się jakiś zarys pudeł – może to była tylko moja wyobraźnia. Dopiero po kilku godzinach wstawiono nam dwie lampy. Strażnik postawił je na jednej z półek, przez chwilę popatrzył na nas – skutych , usadzonych w koło, potem wyszedł zatrzaskując metalowe drzwi.
Po tym jak nas tu wsadzili  panowała cisza. Wszyscy baliśmy się jakkolwiek odezwać. Jedyną muzyką , która panowała w tym pomieszczeniu były ciężkie oddechy nastolatków i  klekotanie kajdanek. Po upływie kilku dobrych kwadransów, które przekształciły się w szarawą poświatę półsnu, ktoś szybko zagwizdał. Dźwięk rozniósł się po całym magazynie.
-Zabiją nas- zaskomlał kilka sekund później jakiś chłopak. Dzięki niemu nastąpiła fala szeptów. Niektórzy płakali, a jeszcze innym wydobył się jęk, kiedy usłyszeli wieści – Sue nie żyje. Zabił ją . Ktoś z nas
Dopiero teraz zaczęły mnie piec oczy. Może przez kurz?
Odrobinę odsunęłam się od siedzącej obok mnie dziewczyny, która atakowała mnie ciężkim oddechem. Miała piękne blond włosy , w których tkwiła zakrzepła krew.  Spojrzałam na swoje kolana. W słabym świetle dostrzegłam odkryte mięso. Potarłam kostkami dłoni. Syknęłam.
Rozejrzałam się wokoło. Zobaczyłam skulonego Deidre’go. Jego koszula była podarta, a włosy straciły swój blask. Obok niego opierał się o pudło Lendrad. Myślałam, że będzie się uśmiechał pod nosem.  Że zaśmieje się, kpiąc z nas wszystkich. Ale on też był wystraszony.
Finnick’a znalazłam na drugim końcu koła. Spał niespokojnie. Przymrużyłam oczy. Na jego policzku tkwiła czerwona rysa.
Wcisnęłam się głębiej w podłogę. Było mi zimno, a głód sprawiał , że czułam się słabo. O śnie mogłam tylko pomarzyć. Oprzeć też się nie mogłam. Pozostawało mi siedzieć w takiej samej pozycji przez kolejne godziny. A może będą nas tu trzymać kilka dni?  Nie. To nie możliwe. A Igrzyska?
Przez większość czasu myślałam o Sue. Co jej się stało? Ktoś ją zabił? Przecież Deidre mówił, że ona żyje. Ponownie spojrzałam w jego stronę. Sprawiał wrażenie przybitego. Nie. To nie mógł być on.
Nagle drzwi się otwarły. Wszystkie szepty się rozpłynęły. Zamknęłam oczy, marszcząc brwi. Z korytarza wylewało się światło. Po chwili uchyliłam lekko powieki. Strażnicy Pokoju pchali Deidre’go do wyjścia. I znowu huk zamykania.
Ktoś coś powiedział, że go zabiją. Jednak ja w to nie wierzyłam. Przecież równie dobrze, mogli by ko zastrzelić na naszych oczach. Albo najlepiej nas wszystkich.
Godzina minęła i dopiero wtedy przyszli po mnie. Podciągnęli mnie i zaprowadzili przez drzwi. Szliśmy przez kupę korytarzy, jeździliśmy windami i wchodziliśmy schodami. Na początku próbowałam zapamiętać , którędy idziemy, potem dałam sobie spokój, ponieważ kręciło mi się w głowie.
Zatrzymaliśmy się. Strażnicy otworzyli mi drzwi, które po chwili zamknęli. Byłam w środku. Za biurkiem siedział mężczyzna . Obok niego dwóch żołnierzy.
-Usiądź – rzekł mężczyzna. Zamknął jakieś urządzenie, które odłożył na bok.  Jak w transie podeszłam do czarnego fotela.  Opadłam, prostując nogi, ale nie spuszczałam oczy z mężczyzny i broni, trzymanej przez Strażników.
-Co ja tu robię? – zapytałam.
-Sprawa panny Sue Sempe jest dość... dziwna - ignorował moje pytanie, łącząc obie dłonie - Prezydent nie ma zamiaru udostępnić nam informacji, a co dopiero wam. - W jego ustach to słowo zabrzmiało jak przekleństwo , które chciałby jak najprędzej wypluć - Jeżeli się przyznasz m to będzie po sprawie. Jasne?
Otworzyłam szeroko oczy. Oni myśleli, że to ja. Że to ja.
-Może zacznijmy od tego, co robiłaś - mruknął. Sprawiał wrażenie znudzonego tym całym wydarzeniem. Przecież zginęła. Sue zginęła. A on sobie pozwalał na ziewnięcia? 
Zaczęłam opowiadać. Próbowałam się uspokoić, uspokoić... Ale jak? Z każdym wypowiedzianym słowem czułam się coraz gorzej - jakbym była winna. A przecież nie byłam. Byłam na tarasie - zapewniałam ich, ale także i siebie. Nic nie zrobiłam. Nic. Tłumaczyłam , że siedziałam przy stoliku z Deidre'm. On potem wyszedł zobaczyć się z nią. A ja tam zostałam, dopóki nie nadeszli. Lecz ja widziałam, że on mi nie wierzy.
-Dlaczego jej pomogłaś?- zapytał nagle,  przerywając mi - Na szkoleniu. Przecież nawet jej nie znałaś.
Utkwiłam wzrok w podłogę. Byłam bliska płaczu. Chciałam stąd wyjść i nigdy nie wracać. Ręce wcisnęłam w fotel, a kosmyk włosów opadł na czoło, wesoło łaskocąc.
-Bo tak było dobrze. Ja chciałam jej tylko pomóc. Nic więcej - pociągnęłam nosem, próbując zatrzymać dreszcze. 
Mężczyzna westchnął.
-Dziękuje - i odprowadził mnie do drzwi.
~~~
Jezu ja żyję. 
Przez ten piękny czas, gdy tutaj panowała pustka, przeczytałam aż siedem książek o.o. Dużo.
Czy  tylko ja się cieszę z premiery Gwiazd Naszych Wina?  A otóż pech sprawił ,że dzisiaj nie poszłam do kina ;-; Dopiero w niedzielę zobaczę co tam dla mnie przygotowali.
Nie wiem o czym pisać. Dziękuje w ogóle, za doping w sprawie biegu. Nie znam wyników. Natomiast wiem, że byłam 20 podczas biegu na 900 metrów koło Manufaktury w Łodzi. Powiedzmy, że jestem z siebie dumna. c:
Przepraszam, że tak długo trzeba było czekać na te wypociny, ale jak zaczynałam pisać, to po jakimś czasie robiłam się zmęczona i pisałam na odwal co mi przyjdzie do głowy. Potem trzeba było to wszystko poprawiać. I jeszcze raz poprawiać.
Do następnego (jeżeli nie zapadnę w letnie uśpienie)
Slendy
PS: Moje życie nie ma sensu
PSS: Skończyłam The Walking Dead ;-;
PSSS: [*]

4 komentarze:

  1. Nieźle... zwrot akcji :P
    Mam nadzieję, że jej nie zabiją... jestem pewna, że ona tego nie zrobiła :P Jak można kogoś zabić przed igrzyskami? :P Totalna masakra xD
    Nie mogłam z tego, że oni zrobili sobie spotkanie towarzyskie... Jak tak można, że idziesz na spotkanie, a potem kogoś zabijasz? :D Hahahaha xD To jest takie szczere ;)
    Co do Gwiazd Naszych Wina... to mam dopiero zamiar to przeczytać, a dopiero potem obejrzeć film :D
    Nie mogę się doczekać nexta xD
    Pozdrawiam i życzę weny ;)
    http://76-igrzyska-smierci.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. Powiem tak: częściowo lubią ten rozdział, częściowo nie. Zdecydowanie nie podoba mi się i wydaje mi się być strasznie głupie i absurdalne to całe "przyjęcie". "(...)abyśmy się wszyscy poznali" - po co? jeszcze gdyby Kapitol wymyślił to spotkanie, to miałoby to troszkę większy sens, ale trybuci? mentorzy? bez sensu. Przecież zaraz zaczną się zabijać, nikt nie chce poznawać lepiej osób, które zaraz trzeba będzie zamordować, by wygrać. Trochę nie ogarniam tego z palcami i śmiechem. Założyłam, że albo oni śmieją się z czegoś innego, a po prostu ona tak sobie uznała, że z tego, albo naprawdę z tych palców i oba przypadki wydają mi się głupie, więc może po prostu tego nie zrozumiałam i chodziło o coś innego. Albo jest to metafora. Nie wiem.
    "Musiałam być oschła(...)" - bardziej pasuje mi tutaj jakoś "miałam", ale może tylko mi się tak wydaje, że byłoby "ładniej" :p dawać się na uśmiechy? mówi się tak? (naprawdę nie wiem i nigdy się nie spotkałam z czymś takim, więc się nie czepiam jak coś c; )
    Nie rozumiem dlaczego się cieszyła i w ogóle ten fragment wydaje mi się trochę dziwny jakoś
    Za to bardzo podobają mi się opisy. Trochę głupie to z zabijaniem osób, którzy nie są w gazetach. Po prostu nie są bogaci i wpływowi, a nie zabijani i sam pomysł, by byli mordowani, bo nie są w gazetach i nie jest o nich głośno wydaje mi się być głupia
    Nie podobają mi się trochę nazwy grup w Czwórce, ale zaznaczenie, że istnieje podział jest całkiem fajne
    Jak zranił jej nogi ciągnąc ją do góry?
    Świetny pomysł :D zabijać jeszcze przed igrzyskami ^_^
    Trochę nie rozumiem. Czemu mają cokolwiek z nimi robić? Przecież za chwilę będą się mordować sami na arenie, co za problem? Da się manekina, który wygląda jak Sue i po problemie. Zginie gdzieś pod rogiem i nikt się nawet nie zorientuje. Dla Kapitolu to tylko jedna z nastolatków, które idą na śmierć. Po co ich zamykać? Po co ta cała szopka? I tak zaraz wszyscy umrą na arenie. Po co robić dodatkowy problem (z punktu widzenia Kapitolu)?
    "-Zabiją nas" - DLACZEGO? I PO CO? Kapitol pozbyłby się wtedy tylko swojego świetnego show. I czy ten chłopak serio nie ma świadomości, że zaraz wyjdą na arenę i prawdopodobnie zginie? Naprawdę z mojej perspektywy jest to strasznie nielogiczne. Ale dobrze napisane. Oprócz tego braku sensu, to podoba mi się ten fragment.
    No i znowu, po co mają ich zabijać...?
    Skąd wie ile minęło czasu?
    "Strażnicy otworzyli mi drzwi, które po chwili zamknęli." - czy nie przydałoby się tu coś w stylu "wepchnęli mnie do środka"? Czy ściany się przesuwają same, by znalazła się w środku?
    Czemu ją tak dziwi, że jego nie obchodzi jej śmierć? On jest z Kapitolu, oni posyłają ich wszystkich na śmierć i oglądają z wypiekami na twarzy, jak trybuci się mordują, czemu miałaby go obchodzić śmierć jednego z nich?
    Chyba lepiej "byłam W transie", NA transie jakoś tak dziwnie wygląda :p
    Więc, oprócz paru rzeczy, które wydają mi się po prostu absurdalne i dziwne, rozdział mi się podoba, jest dobrze i ciekawie napisany, ładne opisy i nieźle oddana atmosfera
    Wybacz za trochę chaotyczny komentarz, ale ciężko, jak widać, wraca mi się nie tylko do pisania, ale i komentowania
    Oczywiście bardzo cieszę się, że żyjesz :D
    Pozdrawiam serdecznie, życzę dużo weny i odnalezienia sensu życia :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Nominowałam cie do Liebster Awards.
    więcej informacji w komentarzu pod 9 rozdziałem na stronie:
    http://dzikawsrodbesti.blog.pl/

    OdpowiedzUsuń
  4. Witaj xD Zostałaś przeze mnie nominowana do Liebster Blog Award :P Więcej informacji na: http://76-igrzyska-smierci.blogspot.com/p/zostaam-nominowana-przez-wspaniaa.html
    Pozdrawiam :D

    OdpowiedzUsuń