sobota, 26 lipca 2014

Rozdział 11 || Texture of my blood*

Do tej pory nie potrzebowałam pomocy w ubieraniu. Jednak, gdy usłyszałam słowa Runyona, o skomplikowanych wiązaniach na sukni , musiałam się poddać. Strój po raz pierwszy ukazał mi się na wieszaku. Wtedy jeszcze nie oddawał całej gracji i piękna, ale już wiedziałam. Miało to być arcydzieło. Na które nie zasługiwałam za przyszłe występki.
Ale o tym później. Dobrze?
Rozkaz z ust stylisty był prosty : ,,Stój , nie ruszaj się. Wszystko w moich rękach ‘’. Powoli na moim ciele pojawiały się niebieskie materiały. Runyon dopilnował, abym nie mogła spojrzeć na siebie w żadnym odbiciu.  W pokoju nie było lustra.  Byliśmy tylko my. Żadnych mebli , okien . Białe ściany. Tylko kilka rzeczy do pomocy w stylizacji.  I lampy oświetlające mnie z każdej strony.
Nie miałam ochoty rozmawiać. Najwyraźniej mój towarzysz miał taki sam kaprys. Jedynymi dźwiękami było jego ciche cmokanie. Użeranie się z suknią. Możliwe, ze Runyon nie był zadowolony z naszej kary.  Na jego twarzy pojawiło się przerażenie, kiedy dostrzegł moje kolana. Wtedy pozostało mi wzruszenie ramion, lecz z niego wypłynął cały entuzjazm.
Nie tylko on sprawiał takie wrażenie – cichego, smutnego.  Kiedy wróciłam do apartamentu, Mags wydała z siebie jęk. Oczy mentorki były podpuchnięte. Martwiła się o nas. Powtarzała to w kółko, jakbyśmy nie chcieli jej wierzyć. Dowiedziałam się później, czemu Kapitol nam to zrobił. Chciał nam pokazać, co się stanie, gdy go zawiedziemy lub ( co gorsza) zdradzimy. Więźniów nie wsadza się do czystych i ciepłych pokoi. Prawda?
Nie dająca mi myśleć czysto panika, której doświadczyłam podczas całego zamieszania, zniknęła. Czułam się dziwnie. Jakbym wtedy to nie była ja. Oglądałam osobę o moim wyglądzie. Uwięziona dusza, niemogąca nic zrobić z ciałem. Jak widz, krzyczący do bohaterów filmu. Nie słuchają – działają dalej.
-Już prawie koniec – mruknął niewyraźnie Runyon. Między ustami trzymał igły. Poprawiał właśnie rękawy koszuli. – Jeszcze tylko to… i to.
Sprowadził mnie z podestu. Sposób w jaki na mnie patrzył wyrażały tylko jedne słowa:  ,,Nie podepcz sukni’’. Starałam się stąpać  spokojnie, choć czasem zahaczałam o skrawek dołu.  Mężczyzna postawił mnie przed ciemną narzutą. Zerwał go ze ściany. Materiał posypał się na podłogę,  opadając powoli,  następnie układając się w zawijasy.  Spojrzałam przed siebie. Lustro.
Posłałam sobie surowe spojrzenie. Makijaż delikatny – prawie niewidoczny. Włosy, w ogóle nie ruszone i rozpuszczone, falowały po odkrytych obojczykach.  Dekolt sukni był w kształcie półksiężyca. Brzuszkiem  do dołu, a krańce aż  do granic barków. Na ramionach spoczywały rękawy  w dwóch kolorach.  Jeden – jasny uzupełniał skórę do łokcia. A drugi , o wiele ciemniejszy, kończył się przy nadgarstkach.  Falbanki, niczym rybie łuski,  w odcieniach najgłębszego morskiego dna zaczynały się nad brzuchem. Były wielkości  kciuka i jedna nakładała się na drugą, wiążąc mnie w pasie. Z każdą łuską  ,suknia rozciągała się aż do trenu.
I tak po prostu stałam.  Żadne słowa nie chciały opuścić moich ust. Dopóki Runyon nie zapiął naszyjnika na mojej szyi. Przywiązana do niego muszelka delikatnie musnęła moją skórę. Lekko dotknęłam strefy, tuż obok szyi.
- Rozumiem – rzucił stylista, podnosząc ręce w obronnym geście. Na jego twarzy zagościł pierwszy uśmiech. – Jest oszałamiająca. Nie żebym się chwalił…
Chciał mnie pocieszyć. Siebie prawdopodobnie też. Dzisiejszy dzień był pełen katastrof. Prezentacja trybutów,  magazyn, wyniki szkolenia.  Może dlatego w  odpowiedzi wydobyłam z siebie śmeich. Pokręciłam głową z niedowierzenia, dotykając łusek sukni.
-Teraz możesz im dać popalić – powiedział zmęczony, lecz szczęśliwy. Jakby został ojcem.

~*~
-Oto Sue Sempe! Słodka jak lukier dziewczyna z Dystryktu Pierwszego! –  Głos Flexora Treydona – prezentera trybutów , wypełnił głos całego Panem.
Miała na sobie suknie, pomarańczową i mieniąca, która wlokła się po czystych nogach. Żadnego śladu, blizny. Zbyt idealne. Dziewczyna opadła lekko na fotel.
Podstawili hologram. Było to oczywiste. Kapitol poruszył dobrym pionkiem. Nikt nie musiał o tym wiedzieć. Panika między Dystryktami i mieszkańcami Kapitolu była zbędna.  Pytania, na które nikt by nie umiał odpowiedzieć. Gdzie ona jest? Co się z nią stało? A przedstawienie musi dalej trwać**.
Urządzenie bez żadnej skazy oddawało jej wygląd.  Uśmiechała się, jakby jej twarz nie zastygła.
Poruszała się, jakby potrafiła oddychać.
Rozmawiała, jakby mogła.
Ale nie żyła.
Chwaliła stylistkę za dzisiejszą kreację. Co jakiś czas zawijała na palec kosmyk włosów wymykający się ze zmyślnej fryzury. Kątem oka spoglądała na wiwatującą jej publiczność. A to wszystko było kłamstwem.  Nie miało prawa istnieć. Czułam się oszukana.
O jednego przeciwnika mniej. Powinnam się cieszyć.  O czym ja przedtem myślałam? Przecież nawet jej nie znałam. Po raz kolejny rzuciłam smętne spojrzenie w stronę Sue.  Pomogłam jej. Nawet nie zdążyła mi podziękować. Jeżeli w ogóle by to zrobiła. Była wtedy taka słaba. Stop. Przestań. Ona cię nie obchodzi.
Mogłam ją uratować. Mogłam…
Nie zauważyłam , kiedy hologram skończył swój wywiad i zniknął na schodach.  Poczułam lekkie liźnięcie przez wiatr. Był to  Deidre,  ominął mnie z żałosną miną. Odwróciłam wzrok, gdy chłopak powitał publiczność z szerokim uśmiechem.
Coś mnie trąciło w umyśle. Trybik wskoczył na swoje miejsce. Nigdy o tym tak nie myślałam, ale wszystko związane z Igrzyskami było obleczone kłamstwami. Sztucznością. Nic nie było prawdziwe, prócz krwi i śmierci.  Czemu rząd nadal to ciągnął?
Skrzyżowałam ramiona, przykładając plecy do ściany. Z niecierpliwieniem rozglądałam się za kulisami.  Miał tu być. Dawno. Przecież mówił, że się zjawi…
Przykuli moją uwagę. Spod przymrużonych powiek przypatrywałam się Finnickowi. Czy on tego nie widzi…? Chwila-  może wam przybliżę sprawę.  Finnick Odair siedział obok Arii.  Rozmawiali. Blisko siebie. Z mojego gardła wydobył się bezdźwięczny jęk. Finn ukradkiem zerkał na biust dziewczyny. Rumienił się.
Przecież on nigdy taki nie był. Nie interesował się dziewczynami. Mógł się zmienić?
~Wskazówka ~
Nie zmienił się – to ja się zmieniłam.
Tylko wtedy jeszcze tego nie zauważyłam.
Nigdy nie uganiał się za rówieśniczkami.  Słyszałam jak dziewczęta wychwalały morskie oczy.  Nie mów , że ty się nie zaliczałaś do tego grona.
Ja? Czy ja kochałam Finnick’a? Jak brata. Nigdy nic między nami nie było.  Ponoć.  A jednak?  Nie pamiętasz już? Tego dnia, kiedy…
Nagle cichy szept. Powitanie.
-Witaj Czwórka – poczułam ciepły oddech, niczym muśnięcie jego dłoni. Odwróciłam gwałtownie głowę. Uczucie delikatności minęło, gdy ujrzałam jego twarz. – Niedługo wychodzę. Będziesz za mnie trzymać kciuki? – zapytał słodko.
-Przejdźmy do tematu, dobrze?
Lendrad skrzywił twarz. Odsunął się i lekko oparł o ścianę. Zmierzyłam go wzrokiem. Za pierwszym razem pomyślałam, że ubrano go w smołę. Oprócz czerni widziałam tylko jego kremową skórę i włosy. Dopiero przy drugiej myśli uświadomiłam sobie, że miał na sobie bardzo ciemny garnitur.
Po tych kilku sekundach westchnął niespokojnie i schował ręce do marynarki. Już nie podpierał ściany.
-Czyli co? Zgadzasz się? – dopytywał. Pochylił lekko głowę, którą za chwilę uniósł. – Bo wiesz… Trochę się zdziwiłem i myślałem, że nie wzięłaś tego na serio. Idziesz sobie tamtym korytarzem.  Otoczona strażnikami. Pewnie chciałaś mnie minąć – ale nie.  Zatrzymujesz się i mówisz, że chcesz pogadać przed wywiadem. – przybliżył się lekko, jakby nie chciał, żeby inni dowiedzieli się o jego słowach – Czy aby na pewno tego chcesz?
-Chyba– odparłam. Tak naprawdę nie byłam pewna. Chciałam odejść i zapomnieć o całej rozmowie. Z irytacją zgarnęłam kosmyk, który cały czas opadał mi na powiekę.  Lendrad śledził mój ruch przez sekundę.  Nagle podniósł dłoń na wysokość moich oczu. – Przestań. Nie dotykaj mnie.
Zawiedziony pozwolił ręce opaść.  Poczułam zapach. Lekka woń brzoskwini  przeplatana z dymem. Czy tak powinien pachnieć chłopiec?  Jednak zanim zdążyłam ugryźć się w język, pytanie samo wypłynęło z ust.
-Paliłeś?
-Może – odburknął. Wstrzymałam oddech, gdy bez żadnego powodu  uśmiechnął się. Przez jedną chwilę zdawało mi się, że mnie uderzy. Miał grymas na twarzy. A teraz? Kąciki jego ust były wykrzywione  w przyzwoity sposób. – Ładnie wyglądasz – mruknął – Lubię naturalne włosy. Bez żadnego upięcia i w ogóle…
-Mógłbyś przestać? -  warknęłam. Na myśl przyszło mi wiele słów, których dziewczyna w moim wieku nie powinna wiedzieć o ich istnieniu. Miałaby je niedługo poznać, ale tym razem udało mi się utrzymać bluzgi w środku.  – Nie zmieniaj tematu! Wygląda na to, że nie masz ochoty na tę rozmowę.
Byłam już gotowa do odejścia. Pozostawienia go z tym dziwnym uśmiechem i garniturze pochłoniętego w ciemności świata.  Jednak on najwyraźniej miał inne zadanie. Lendrad  wzniósł wzrok nad moją głowę.
-Z ostatniej chwili. Prognoza na dzisiejsze kilka minut. Coś mi się zdaję, że będzie burza. O, widzisz? – wskazał na mnie palcem – Są już błyskawice i szare chmury – rzucił z szyderczą radością.
-Twoje żarty wcale nie są śmieszne – odsunęłam się o krok, zamiatając suknią o podłogę – Nikt się z nich nie śmieje.
-No już dobrze – parsknął. Nadal cieszył się ze swojego dowcipu. W tle usłyszałam  oklaski.  Kątem oka widziałam, jak Deidre wstaje z fotela – Wydusisz w końcu te słowa?
Jakbym przedtem mogła. Złapałam prawą dłonią rąbek sukni. Przełknęłam ślinę.  Powiedz to.
Powiedz nie.
Nie.
Nie.
Nie?
-Tak. To było oczywiste, prawda? – niepewnie patrzyłam na jego twarz.  Myślałam, że wyczuje fałszywy ton. Lecz nic. Żadnej reakcji. Jakby nie przyjął  wcześniej wypowiedzianych słów.
-Sojusz z tobą będzie nie lada wyzwaniem, nie sądzisz? Cieszę się, że się zgodziłaś – pokiwał głową w moją stronę. Odwrócił się, a ja w tamtej chwili zrozumiałam, że  to miał być znak, do końca rozmowy – No to żegnaj Czwórka.
Zanim zrobił pierwszy krok , szarpnęłam go mocno za ramię. W jednej chwili jego mięśnie były napięte.  Warknął, strząsając moją dłoń, jak jakiegoś robaka.
- Obiecałeś – fuknęłam, masując kostki palców – Powiedz o niej prawdę.
-Nie teraz – syknął. Poprawił szybko marynarkę. Rozluźnił wyraz twarzy i lekko wypuścił powietrze-  Musimy się pożegnać- na nieszczęście.
I jakby nic się nie wydarzyło. Posłał  uśmiech pełen uczuć. Niestety, może bym w niego uwierzyła, gdyby nie oczy.  Ponieważ w nich tliła się cała nienawiść.
The most tender thing you’ve said to me
Is that i suffer from paranoia
Sometimes when i wish to kill

I count  from one to six hundred kilometers***


* ,,Texture of my blood'' - Dillon
**,,The Show Must Go On'' - Queen
*** From One To Six Hundred  Kilometers'' - Dillon
~~~
Muszę przyznać, że długo mi zajęło napisanie tego rozdziału. Zaczęłam go jakoś pisać po 10 lipca :/
Starałam się wprowadzić taką cool aurę tajemniczości, ale pff nie wiem co mi wyszło. ;-;
Zaniedbałam blogosferę. Muszę przeczytać wszystkie biedne zapomniane rozdziały, czekające na mnie od miesiąca!
Nie pozostaje mi nic, jak tylko pozdrowić was z Niechorza
Slendy
PS: Chcę jechać na Comic Con ;-;

3 komentarze:

  1. och, ależ mnie tu już dawno nie było... :c
    nie wiem, co napisać o tym rozdziale, siedzę już chwilę przed klawiaturą i nie mam pojęcia, co napisać. Jest w sumie mało akcji, dużo zakładania sukni, rozmyśleń i rozmów. A jednak, bardzo fajnie napisany rozdział. Podoba mi się hologram. Nie wiem, jak go zrobili, ale podoba mi się :> i ogólnie podoba mi się ten fragment z hologramem. Jest super.
    "Mogłam ją uratować" - nie rozumiem. Po co? Dlaczego? zaraz igrzyska i i tak by musiała zginąć.
    Tej rozmowy jakoś nie ogarniam do końca, ale trudno xp
    Pozdrawiam i życzę dużo weny :>

    OdpowiedzUsuń
  2. Zostałaś nominowana do Liebster Award po informacje zapraszam na blog http://72glodoweigrzyska.blogspot.com/
    Więcej informacji w zakładce „Liebster Award”.
    Pozdrawiam Lex May

    OdpowiedzUsuń
  3. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń