środa, 19 lutego 2014

Rozdział 6 || Rozczarowanie


Tego pięknego poranka obudziłam się na podłodze. Cała przemarznięta i obolała. Oto plusy spania na twardych panelach!
W sumie, nie była to nowość. W domu zazwyczaj wysuwałam się z łóżka, nawet się nie budząc. Miałam najtwardszy sen z całej rodziny, czyli a) nie przeszkadzały mi hałasy b) grozą było to, że mogłam się nie obudzić podczas pożaru lub masowego ludobójstwa.
Wstałam, oszołomiona bólem głowy. Musiałam nią łypnąć pierwszą. Westchnęłam , pocierając obolałe miejsce. Krwi nie czułam.
Ruszyłam do łazienki, chcąc zacząć normalny dzień … lecz, przecież to nie był normalny  dzień. Były to przygotowania na arenę- wywiady i treningi.  Nie byłam w domu, a tak bardzo tego chciałam. Kapitol nie dostałby takiego mienia.
Zatrzymałam się w połowie drogi, zauważając ubrania. Nie przypominałam sobie, abym je tu kładła. W ogóle, co to były za ubrania? Po chwili do mnie dotarło. Treningi, treningi. Ogarnij głowę Celi.
Czarna koszulka bez rękawów i  spodnie do kolan w tym samym kolorze. Gdy rozłożyłam ubranie, napotkałam wyszyte złotą nicią moje nazwisko i numer dystryktu na tyle podkoszulka. Zgarnęłam wszystko i dotarłam do łazienki, pozostawiając za sobą jaśniejący pokój. Odkręciłam wodę pod prysznicem i usiadłam na toalecie, czekając aż zrobi się cieplejsza. Wpatrywałam się w podkoszulek. Herriot 4. Gdyby Finnick się nie zgłosił, byłaby tu jeszcze jedna taka koszulka.
Co chwila przypominałam sobie okruchy snu. Woda, wszędzie woda. Ból?  Tonący przyjaciel?  Co to ma  znaczyć?
Odłożyłam ubranie na toaletę i rozebrałam się, spoglądając na swoje gołe ciało odbite w lustrze. Byłam niska i chuda. Rozpuściłam włosy z prowizorycznego koka i weszłam pod natrysk. Woda nie była wcale taka ciepła.
~*~
-Dzień dobry.
Mags uśmiechnięta jak skowronek powitała mnie wstając ze stołu. Obok niej Finnick, już siedzący.
-Dzień dobry – odpowiedziałam grzecznym tonem, dosiadając się. Finn siedział po lewej stronie naszej mentorki, a ja po prawej.
Nikt się nie odzywał. Zabrałam się do jedzenia. Cisza. Spokój.
Nie na długo.
-Dzisiaj trening – zaczęła Mags, spoglądając z lekkim zawodem w talerz – Bardzo was proszę, zachowujcie się normalnie.
Odłożyłam sztućce i odchrząknęłam, wyczekując dalszej części przemówienia. Lecz nie- skończyła.
Kobieta musiała po chwili wyczuć to, że o czymś zapomniała. Przez chwilę się wahała-  Widzowie uwielbiają was jako… przyjaciół.  – dodała wreszcie.
Dałabym głowę, że chciała powiedzieć parę. Czy my naprawdę na takich wyglądamy?
-Da to wam trochę sponsorów – ciągnęła, uśmiechając się.  Czy ta kobieta nie miała nigdy wypisanego smutku na twarzy? Zastanowiłam się.  Była na arenie. Przeżyła. To jest smutek.
Przy tym potoku miłych słów, proszących o pogodzenie się nawzajem, poczułam coś jeszcze. Mags próbowała nam nic nie mówić, że – jak już- wygra tylko jedno z nas. Po co miałaby to kryć? Przecież i tak byliśmy tylko ofiarą dla Prezydenta Snowa.
-Dobrze -  odetchnęłam, odsuwając się od stołu.  Finn również to zrobił. Mentorka odprowadziła nas pod samą windę, nawet nacisnęła guzik, oraz pomachała. Czy. My. Nie. Umiemy. Nakliknąć. Cholernego. Guzika?!
 Cicha, windowa muzyka leciała, a ja wpatrywałam się w swoje buty. Czarne tenisówki, wyciągnięte z szafy.  Ogólnie, rzecz biorąc mogli by nam dać cieplejsze ubranie. Na hali pewnie będzie chłodno, a ja już marzłam.  Pewnie nie spodziewali się, że…
-Przepraszam
…niektórzy nie są tacy wytrzymali na zimno.
Odwróciłam się w lewo. Finnick stał najwyraźniej strapiony. Powiedział to słowo cicho, jakby nie chciał by ktoś inny go posmakował.
Już się nie odezwał. Wpatrywał się we mnie. Nie wie co powiedzieć.  Przez moją głowę przeszły te najgorsze wspomnienia. Jego frustracje przy posiłku. Gniew. To, że żałuje, że zgłosił się na miejsce mojego brata…
- Nic nie szkodzi – odpowiedziałam, unosząc ramiona.
A szkodzi.
I to bardzo.
~*~
-Ogromna… - wymsknęło mi się z ust.
Wyszliśmy z windy. Przed nami kilkoro trybutów, rozmawiających, unoszących złośliwe szepty. Za nimi  stanowiska , ścianki wspinaczkowe, sztuczny las…
Przeszliśmy między ludzi, a ja podłapywałam ich słowa.
-To ona jeszcze żyje?
-Ciekawe jak będzie na arenie…
-Zabiję ją pierwszą…
-Weźmy ją do sojuszu…
Śmiechy, kpiny. Zaraz… co? Weźmy ją do sojuszu.  Rozejrzałam się. Kto to powiedział?
-Nie przejmuj się nimi – Finn spróbował podratować sytuację – Myślą, że są lepsi
Są. I ty dobrze to wiesz. Potaknęłam, spoglądając na niego. Zmienił się.  Nie teraz, już dawno. Śledziłam jego poczynania z dnia na dzień. Urósł, był znacznie większy ode mnie. Mógłby mieć spokojnie z szesnaście lat. Jego rysy twarzy robiły się ostrzejsze. Nie był dzieckiem, lecz nie był jeszcze dorosły. Był Finnick’iem – zwycięzcą Głodowych Igrzysk… lecz o tym to dopiero później…
Odwróciłam się od niego.  Mój wzrok powędrował do tych, co prawie nas zabili. Blondynka i szatyn. Rozmawiali po cichu. Żadnych bandaży, zadrapań. Szczęściarze.  Gdy dziewczyna z Trójki zauważyła, że im się przyglądam, szept się nasilił.
-Finnick – spojrzałam za siebie. Jakiś chłopak, o kilka centymetrów wyższy od mojego przyjaciela ( a co dopiero ode mnie) podszedł do nas , uśmiechając się, pewnie rozbawiony po poprzedniej rozmowie – Chodź na słówko.
Nie. Nie. Zabierają go. Zabiją. Wezmą do sojuszu. Finn wytrzeszczał oczy,  wymamrotał ,,Zaraz wracam’’ i poszedł.  Podążyłam za nim wzrokiem i obserwowałam , póki nie skończyli rozmawiać. Niczego nie słyszałam. Pod koniec Finnick zaczerwienił się, a rozmówca poklepał go po ramieniu. Finn wrócił ,cały zgrzany.
-Co się stało?- zapytałam- Co on ci takiego powiedział?
-Nic – mruknął i spojrzał na swoje buty.
Ja wiem. Chcą cię do sojuszu. Chcą cie zabić. Nie odchodź.
Finnick stał tak  do rozpoczęcia treningu. Wstydził się spojrzeć mi w oczy? Może bał się, że wyczytam jego wszystkie sekrety? Nie bój się. Ja wiem. Wszystko.
Pociągnęłam go do najbliższej stacji, tylko po to, by nie stał jak sierotka na środku rynku.  Zaczęliśmy od manekinów. Były one plastikowe, obcięte do torsu i przymocowane do sprężyn. Chwyciliśmy miecze i wybraliśmy sobie naszych współzawodników. Zdziwiło mnie to, bo Finnick nominował ostatniego z nich- najdalej osadzonego ode mnie. Musiał być naprawdę zdołowany.
Lecz humor poprawiła mu walka. Z uśmiechem przystanęłam i oglądałam, jak  atakował swojego wroga, uderzając stalowym mieczem , a manekin raz za razem kotłował się na boki. Wykończył go, odcinając mu głowę.
Zaklaskałam, a on spojrzał na mnie. Zabawa musiała go tak wciągnąć, że zapomniał o innych.  Tym razem się uśmiechnął i zdyszany ,oparł się o ściankę.
-Nie ćwiczysz?- zapytał
- Chciałam zobaczyć jak walczysz. Nie wiedziałam, że umiesz posługiwać się mieczem. – odparłam.
-To prawie jak z trójzębem – i nagle go olśniło. Wstał – Może po niego pójdę.
-Poczekaj – podeszłam i złapałam go za przegub dłoni, gdy ten już miał iść.
-Tak?
-Oglądają cię.
-Kto?
Dyskretnie pokazałam palcem siedzących na pudłach trybutów. Ten chłopak ,co rozmawiał z Finn’em, jakiś inny chłopak i dwie dziewczyny. Wskazałam również organizatorów ,umieszczonych piętro wyżej. Spoglądali na nas.
-A niech patrzą – burknął
-Finnick, co chciał od ciebie ten chłopak?- Wiedziałam. Wiedziałam, lecz musiałam się upewnić. Musiał to powiedzieć.
-Lendrad?- zapytał i w ten sposób chłopak zyskał imię – Nic- przełknął ślinę i ruszył szukać broni, wyrywając mi rękę z uścisku.
Przez chwilę stałam w tym samym miejscu, oglądając go jak idzie – wyprostowany, dumny. Nie, nie. Nie mogę na to pozwolić.  Odłożyłam z brzękiem miecz i zaczęłam za nim iść. Zabierają mi go. Zabierają. Był już daleko… Zostanę sama, zginę…
-Herriot!- krzyknął głos za mną.  Odwróciłam się gwałtownie. Lendrad. Uśmiechnięty, dogonił mnie.

-Co ty mu zrobiłeś? – zawołałam i popchnęłam w tej samej chwili. Musiało wyglądać to śmiesznie. Chłopak był wyrośnięty, zapewnie miał z osiemnaście lat. – Czemu z nim rozmawiałeś?!
-Słonko, hej , przestań. Nie bij mnie tymi małymi piąstkami, bo  je powyrywam-  i znowu ten uśmiech. Nienawidzę go. I uśmiechu i jego właściciela.
- Co ty chcesz od niego?!- już nie biłam, nie odważyłam się. Wyglądał na takiego, co dotrzymuje swoich obietnic.  Kwestia ‘’Powyrywam ci rączki’’ świdrowała mi w uszach.
-Ja? Nic – jego oczy były utkwione w coś za moimi plecami. Jego wyraz twarzy przekształcił się w ledwo zauważalny triumf. Odwróciłam się. Niedaleko mnie, Finnick wycofywał się z mego pola widzenia.
-Finnick…- zawołałam, lecz szedł dalej.
-Widzisz? Nawet twój chłoptaś nie chce z tobą ćwiczyć – złapał mnie za przedramię i nachylił się. Jego głowa była na tym samym poziomie co moja, dzieliło nas kilka centymetrów.

-Zamknij się – fuknęłam, próbując się wyrwać. Nagle mnie puścił. Odszedł do swojej grupy, machając na pożegnanie. 

~~~ 
Let it go! Let it go! Lalala... 

Wybaczycie mi? D:
Na znak potaknięcia głową, daje wam rozdział, choć nie grzeszy długością. Doznałam załamania twórczego przy rozmowie Celi i Lendrada ;-;
Miesiąc nie było rozdziału! Zawiesiłam bloga, bo nie miałam czasu na pisane. Nadal mam go coraz mniej (za 40 dni mam sprawdzian po szóstej klasie - nawet się nie obawiam, dzisiaj szczęśliwie układałam książki na półkach) i nie wiem, za ile dodam kolejny. Mam do niego już początek i ogólny zarys (Zarys o ja mam na samochodzie, badum tss), więc nie mam na co płakać c:
Podziękujcie Marcusowi Zusacowi - autorowi ,,Złodziejki Książek'', bo dzięki tej FANTASTYCZNEJ , ALE TO FANTASTYCZNEJ KSIĄŻCE ( od razu mówię, że nie byłam na filmie ) powróciła mi wena! Jej!
Papatki c:
Slendy
PS: Dzisiaj nie ma PS'ów!

6 komentarzy:

  1. Nie mam na nic kompletnie czasu, ale jako że byłam okropna i Cię poganiałam, to muszę skomentować nowy rozdział c:
    Początek jest dziwny. Jakoś chaotycznie dziwny :p
    Mags jest taka kochana ^_^ ♥
    Nie podoba mi się zachowanie Finnicka, ale chyba podejrzewam, że zaczynam rozumieć o co mu chodzi :p
    Z jednym chyba nie do końca potrafię się zgodzić, że walka mieczem jest jak trójzębem. Co prawda trójzębem nigdy nie walczyłam, ale mieczem tak i nie wyobrażam sobie, żeby było to bardzo podobne xp
    Za to rozmowa Cel i Leo jakoś nie do końca mi się podoba, nie jestem co do niej za bardzo przekonana
    Mam nadzieję, że kolejny rozdział dodasz szybciej :> (chcę już arenę...)
    Weny! :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No teraz zauważyłam, że początek taki nachalny, szybki :c
      Ty mi tu nie podejrzewaj! To ma być tajemnica!
      Co do trójzębu - nie wiem, rozumowanie Finna, nie moje D:
      Arena, arena! Arena! No tak, arena! Kiedyś się ukaże c:
      Dziękuje :>

      Usuń
  2. Witam, witam, przybywam tu i melduję, że bardzo mi się podoba. Jestem ciekawa, jak to dalej pociągniesz, bo przecież Finnick musi wygrać, nie? A przed Katniss nie było dwóch zwycięzców... no, ale to się wyjaśni z czasem, prawda? :3
    Finn stworzony przez Ciebie jest moją bratnią duszą - mam na myśli to ciągłe jedzenie xD kocham go takiego <3
    Dobra, nie przynudzam. Czekam na następny, który, mam nadzieję, ukarze się prędko, a w tym czasie zapraszam do siebie.
    xoxo, Loks.
    ~lilybird-everdeen.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj dziękuje, że ci się podoba :>
      Wyjaśni :3
      Czasem przedstawiam go z jedzeniem, bo nie mam pojęcia co z nim zrobić XD
      Już go kończę :D
      I przepraszam, że nie odpowiedziałam ;<
      Już zaglądam c:

      Usuń
  3. Fajny rozdział:-)Finno się dziwnie zachowuje ojojoj:-\
    Pozdrawiam Iguana

    OdpowiedzUsuń